
Ciąża i poród w czasach Pandemii Covid
Gdy planowaliśmy kolejne dziecko zdawałam sobie sprawę z pewnych ograniczeń związanych z Pandemią Covid. Myślałam jednak, że w połowie ciąży sytuacja zostanie opanowana i wszystko wróci do normy, lub nauczymy się żyć z tym wirusem. Tak się niestety nie stało…
Co moim zdaniem w tej sytuacji było najgorsze? Zdecydowanie brak możliwości zabierania męża na badania kontrolne, USG i oczywiście poród bez niego. Mój mąż sam ostatnio wyznał, choć wcześniej nic na ten temat nie mówił, że nie miał możliwości, aby odpowiednio cieszyć się z oczekiwania na dziecko i przygotować się na nie.
Ciąża
Każda wizyta u doktora odbywała się w ścisłym reżimie sanitarnym. Na początku było to nieco dziwne. W przychodni lekarz i pielęgniarka w kombinezonach + czepki + maseczki. Na wstępie dezynfekcja rąk i cóż wizyta w błyskawicznym tempie, tak aby nikogo nie było na poczekalni. Zdecydowanie w tej ciąży nie czułam się “zaopiekowana”. Po pierwszym badaniu prenatalnym nie miałam dobrych wyników z testu Pappa i wyszło mi wysokie ryzyko dziecka z Zespołem Downa.
Doktor powiedział mi to i delikatnie wyprowadzając z gabinetu odpowiedział, że niezbędna jest dalsza diagnostyka czyli amniopunkcja. Zero czasu na zadawanie pytań, a w tamtym momencie, dosłownie nogi mi się ugięły i miałam ich tysiące. Lekarz nie wyjaśnił mi, że jest to tylko statystyka. Nie powiedział mi też, że są alternatywne i nieinwazyjne metody. Czasu na podęcie decyzji było mało i zdecydowałam się na amniopunkcję.
Zabieg inwazyjny – amniopunkcja
Amniopunkcja jest to zabieg inwazyjny i pozwala na stwierdzenie lub wykluczenie wrodzonej wady genetycznej płodu. Amniopunkcję wykonuje się nie wcześniej, niż w 16 tygodniu ciąży. Badanie przeprowadza się przy pomocy USG, aby ustalić dokładne położenie dziecka. Za pomocą igły nakłuwa się powłoki brzuszne, macicę oraz pęcherz płodowy i strzykawką pobiera się płyn owodniowy (płyn otaczający dziecko).
Nie ukrywam, że bardzo się bałam badania. Z uwagi, że jest to badanie inwazyjne ma niewielkie ryzyko, ale nie sądziłam, że To właśnie na mnie trafi. Czy zabieg jest bolesny? Myślę, że to indywidualna sprawa. Ja jak zobaczyłam igłę od razu czułam jak wzrasta mi ciśnienie. Bałam się i zamknęłam oczy, co myślę spotęgowało moje odczucia. Gdy igła przechodziła przez powłoki brzucha czułam każde przebicie, nie było to szczególnie bolesne, ale na pewno nieprzyjemne. Najgorsze było przebicie pęcherza płodowego, wtedy poczułam silne parcie (tak jakbym miała pełny pęcherz). Po zabiegu 30 minut leżenia i do domu. Lekarka kazała leżeć do końca dnia, ale nie zalecono mi dłuższego polegiwania. Wzięłam jednak wolne i wolałam nie ryzykować. Odpoczywałam w domu. 2 dni później gdy przekręcałam się z boku na bok “chlupnęły mi wody”… byłam przerażona i bałam się o moje dziecko… Do szpitala jechaliśmy z mężem w milczeniu.
Szpital – oddział ginekologiczny
W szpitalu zostałam natychmiast przyjęta (bez żadnego przeciągania ze względu na Covid). Wypełniłam ankietę i zaprowadzono mnie na oddział Ginekologiczny. W szpitalu cisza, zero ludzi. Doktor przebadał mnie, potwierdził, że to wody płodowe, ale jednocześnie uspokajał, że to jeszcze nic nie znaczy. Wykonał USG w milczeniu i puścił mi bicie serduszka. Wtedy zaczęłam płakać… Doktor powiedział, że muszę leżeć plackiem co najmniej miesiąc, pić dużo płynów i przyjmować leki. Zatrzymałby mnie na oddziale, ale bezpieczniejsza będę w domu. Nie ukrywam, że taki obrót sprawy był mi na rękę. W domku czekał na mnie przestraszony 3-latek. Po ustalonym czasie pęcherz się “zakleił”, a wyniki amniopunkcji dostałam dopiero po 4 tygodniach (czas szacunkowy 10-30 dni). To były najdłuższe dni, gdzie w TV, Internecie wszędzie byłam bombardowana artykułami o chorych dzieciach (akurat amniopunkcję miałam wykonaną w dniu orzeczenia przez TK zakazu aborcji). Po kilku telefonach, oddzwoniono do mnie z informacją: ” Pani Aniu dostaliśmy wynik ZDROWY SYN” … morze łez, których nie mogłam powstrzymać już do końca dnia. Tego nie da się opisać.
Dopiero wtedy zaczęłam się cieszyć ciążą…
Czekamy na Ciebie
Mijał tydzień po tygodniu i dobrnęliśmy do 40 tygodnia ciąży. Liczyłam na wcześniejszy poród, gdyż od 36 tc chodziłam już rozwarciem, niestety nic się nie działo. Mój pierwszy poród był indukowany i tym razem bardzo chciałam, aby wszystko zaczęło się naturalnie. 2 dni po terminie postanowiliśmy z mężem posprzątać garaż i pralnię. Później spacer, pogoda dopisywała. Niestety do wieczora nic się nie działo. Noc również przebiegła spokojnie i w niedzielę obudziłam się mocno zawiedziona. Synek zażyczył sobie na śniadanie naleśniki, więc zabrałam się do smażenia i właśnie wtedy “chlupnęły” mi wody. Nie tak jak w filmach, ale przy każdym kroku lub zmianie pozycji ewidentnie wypływały. Dokończyłam smażyć śniadanie dla synka i pomału zaczęłam się szykować do szpitala do którego dotarliśmy nieco po 10.
Poród
Podobnie jak poprzednio wypełniłam ankietę po czym Panie zawiozły mnie na Położnictwo. Po drodze zero ludzi. Na oddziale zasypano mnie papierami i podłączono pod ktg. Niestety badanie pokazywało skurcze, ale bardzo nieregularne. Podczas badania ginekologicznego doktor potwierdził, że odchodzą mi wody (eureka) i sprawdził rozwarcie robiąc z 2 cm dobre 3 cm… Następnie pobrano mi dwa wymazy z gardła (bezboleśnie). Przebrałam się i zalecono mi spacer po korytarzu wraz ze stymulacją (.)(.) Zapomniałam napisać, że obowiązkiem była maseczka. Spacerowałam i skakałam na piłce 5 godzin. Bez skutku, skurcze nadal jakieś są, ale nieregularne. O 15 podłączono mi kroplówkę z OXY i znów na spacer. Skurczy brak, a położne zdziwione, że nic się nie dzieje, a już kroplówka prawie się kończy. Przy 5 cm, gdy już byłam zmęczona całym dniem spacerów powiedziały, żebym jeszcze szła na piłkę pod prysznic. No i się zaczęło! Jeden skurcz(ybyk), drugi, trzeci… każdy coraz mocniejszy… Wyszłam mówiąc, że chyba nadszedł czas. Bardzo mnie bolało, nie pamiętałam takiego bólu przy porodzie Tymona, bo gdy tylko miałam skurcze podano mi gaz rozweselający.
Po 10 silnych skurczach kazano mi położyć się na fotelu. Położna oparła się o ścianę i powiedziała, jak masz ochotę przeć, to spróbuj… Spróbowałam! A ona szybko zawołała resztę, bo zobaczyła głowę. Tak szybko się ubierała z resztą personelu, że po fakcie powiedziała, że myślała, że nie zdąży. 3 mocne skurcze parte i Kuba był już na moim brzuchu. Tak, druga faza porodu trwała u mnie 10 minut!. Położne położyły mi Go na brzuchu, a On był śliczny, idealny i przede wszystkim zdrowy. Dostał 10 punktów! Na sali leżałam sama. Nie musiałam nosić maseczki, dopiero jak ktoś wchodził musiałam Ją zakładać. Na oddziale była jedna sala Covidowa, co było dla mnie nieco dziwne, gdyż łazienka była wspólna.
Podsumowanie
Poród w czasie pandemii nieco różnił się od mojego pierwszego. Podsumowując brak partnera, brak odwiedzin na oddziałach. Sale pojedyncze, co akurat stanowiło plus. Na wstępie tylko pobranie wymazu z gardła i noszenie maseczek w przy osobach z personelu i to by było tyle… Czy zdecydowałabym się ponownie na ciążę w tym czasie, pewnie tak, bo pomimo, iż moja ciąża dobiegła końca, to jednak końca pandemii nadal nie widać.
Jeśli są tu mamy/przyszłe mamy z Częstochowy i macie jakieś pytania do mnie, śmiało piszcie 🙂 chętnie odpowiem na Wasze pytania.

- Kalendarz adwentowy – gotowa lista zadań do pobrania
- Idealne słuchawki do nauki zdalnej – BuddyPhones Play+
- Jedyny na rynku odkurzacz 3w1 Aqua Trio Philips
Comments
Wiele kobiet z powodu pandemii rezygnuje z bycia mamą co jest bardzo przykre i smutne, że obawiają się gorszej opieki i braku pomocy medycznej.
Tak to prawda. Jeśli chodzi o szpital nie miałam, żadnych zastrzeżeń. Tyle tylko, że u lekarza jednak ten czas jest mocno okrojony, a Ja sama nie czułam się odpowiednio “zaopiekowana”.